Dziś zabieram Was na wycieczkę nie dla każdego dostępną... Tuż za sanatoryjną stołówką znajduje się kuchnia, miejsce dostępne tylko dla pracowników kuchni i stołówki!
Wszystkie Panie pracujące w pionie żywnościowym dobrze wiedzą, że swojego miejsca pracy wstydzić się nie muszą. Kuchnia nie dość, że jest świeżo wyremontowana, to czyściutka, jakby dopiero co wyszła z niej ekipa sprzątająca... Kiedy spytałam, czy mogę przyjść do kuchni z aparatem - Panie bez wahania powiedziały, że nie mają nic przeciwko, jednak poprosiły bym o zgodę poprosiła Prezesa. Zgodził się.
Przy pierwszej wizycie w kuchni trochę się pogubiłam, większość "garnków" nie przypomina naczyń, które znam z domu :-)
Sprzęty kuchenne, które wyglądają jak domowe, albo są jakiś dziwnych wielkich rozmiarów.... albo przerażają ilością.... jest ich więcej niż w dobrze wyposażonym sklepie...
Kiedy już oswoiłam się z kuchnią, która wygląda jak mała nowoczesna fabryka... Wykorzystałam sytuację, Pani Kucharka nauczyła mnie robić zrazy :-)
Do zrazów potrzebna jest wołowina, akurat Pani przygotowywała zrazy wieprzowe, ale doradzała wołowinę, jeśli chciałabym zrobić tradycyjne zrazy. Mięso należy bardzo dobrze rozbić, to podstawa! Nasze zrazy nadziewane były ogórkiem kiszonym, cebulą i boczkiem. Pani powiedziała, że można tez dodać marynowane grzybki a mięso posmarować musztardą.
Ogórka kiszonego, cebulkę i boczek kładziemy na rozbitym mięsie i zawijamy. Pani cała operacja zajmowała może pół minuty! Lata wprawy! Dla mnie tempo nie osiągalne :-)
Zrazy są równe jak od linijki!
Po przygotowaniu zawijasów mój zraz i reszta rozstały się - mój bezglutenowy wylądował w folii a następnie w piecu. Reszta trafiła do brytfanki, zastała posypana mąką i dusiła się w czymś co funkcjonuje jak garnek, ale na pewno nie wygląda jak garnek ;-)
Zrazy były doskonałe... Niestety jak zapachniały zajęłam się jedzeniem i nie zrobiłam zdjęcia gotowego zraza... Był pyszny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz