piątek, 25 stycznia 2013

Kosmetyka naturalna - drożdże!

Od kilku dni jem drożdże. Zdecydowanie surowe są ohydne, nie mój smak.

Próbowałam zalanych wrzątkiem, co by wzdęcia nie było. Rozpuszczone to zbrodnia na kubkach smakowych! Bez znaczenia czy ciepłe czy zimne, po połowie szklanki szłam do zlewu wypluć co mam w ustach... Ohyda. Walczę z surowymi. Przy posiłku, kiedy je czymś zagryzam nie ma dramatu, choć do szału też daleko, ale czego się nie robi by być piękną!

Ponoć drożdże to niesamowity przyśpieszacz na porost włosów. Mam nadzieję, że na mnie zadziała, obecnie od 2 miesięcy długość moich włosów jest najgorsza z najgorszych! I pewnie do później wiosny tak będzie, że podejście do lustra równa się z myślą "idź do fryzjera!" i sprzecznym drugim wewnętrznym głosem "nie! jak pójdziesz, to nigdy nie będą długie!". Teoretycznie jak będę faszerować się drożdżami w ciągu miesiące włosy zamiast urosnąć o 1 cm urosną o 3 cm! Byłoby cudownie, po dwóch miesiącach znów wyglądałabym jak człowiek! :-)

Jak na razie złości mnie to, że tym cud przysmaku nieustannie chce mi się jeść, a brzuch tak mi spuchł, jakby była w prawie zaawansowanej ciąży... :-/ dobrze, że mamy zimną zimę ;-)

Za miesiąc zamieszczę raport dotyczący włosów!

No i stanu skóry, ponoć drożdże to lek dla skóry ;-)

Spaghetti Carbonare by Adi ;-)



Składniki:

Makaron bezglutenowy
Makaron zwykły - dla tych bez diety

Śmietana 12%
Boczek wędzony
Cebula

Sól Pieprz







Kroimy boczek w drobną kosteczkę, wrzucamy go na rozgrzaną patelnię. Następnie kroimy cebulę i dorzucamy do boczku, wszystko smażymy. Kiedy cebula jest złota, dolewany śmietanę. Dodajemy soli i pieprzu.

Sos gotowy!




Gotujemy oddzielnie dwie porcje makaronu, tę dla osoby nietolerującej glutenu i dla osób zdrowych. Co ważne, kiedy mieszamy makaron - używamy oddzielnych łyżek.

Smacznego!

















czwartek, 24 stycznia 2013

Po miłym poranku.... nadeszła rzeczywistość! :-/

Jak pisałam poranek był miły, ukształtował go pozytywny mail z rana... :-)

Siedziałam sobie leniwie z kompem i herbatką, czekając na właściciela nowego mieszkania. Kilka dni temu z Mr. A moim współlokatorem mówiliśmy o łóżku, które ma przywieźć właściciel. Zastałam w pokoju zrujnowaną kanapę, na której mój ś.p. piesek by się nie wyspał... zarwana, śmierdząca, syf jeden wielki! Łaskawy właściciel - zgodził się kupić łóżko, kiedy go zażądałam, ba nawet zgodził się na szafę, kiedy go uświadomiłam, że posiadam odzież, którą lubię trzymać w szafie! No i tak rozmawialiśmy z Mr. A - on, że dostanę jedynkę na 100 %, ja na to "no coś Ty! właściciel to nie debil, a my dorosłymi ludźmi jesteśmy!"...

Czekam sobie dziś na właściciela. Dzwonek. Jest. I co ma w ręku? Jednoosobowy materac! Przywiózł nie dość, że używane łóżko to rozmiaru łóżka dla trzynastolatki!!! 

Wzięłam milion głębokich oddechów i mówię:

- Spodziewałam się dwuosobowego łóżka. Powiedziałam nawet chłopakowi, by przyjechał jak będzie łóżko, a nie ta zrujnowana kanapa... no i... słabo to wygląda.

na to słyszę"

- Ale jest takie.

Wyszłam z siebie. Stanęłam obok. Ochłonęłam. Mówię:

- Z tym łóżkiem to mega słabo. Byłam pewna, że dwójka będzie.

Na co słyszę, w skrócie:

- Chciała Pani łóżko, jest łóżko. Nie będę co chwile zmieniał mebli, bo Pani zmienia zdanie. Jeszcze szafę obiecałem, więc będzie.

Ja na to:

- No tak, ale dorośli ludzie mają to do siebie, że czasem z kimś sypiają.

Pan popatrzył na mnie jak na idiotkę.

Ratunku! Czy to nie logiczne, że dorośli ludzie sypiają w dwuosobowych łóżkach!

Skandal!!!

Już się boję szafy!

Czas reanimacji... ;-)

by Me.



Ostatnio nie pisałam... koniec roku i rozmyślania, Nowy Rok i zamieszanie, potem troche chorowałam... przeprowadzka....

I właśnie dziś wracam do pisania :-)

Zacznę od czegoś pozytywnego - przeprowadzki. O ile to prawda, że osoba z celiakią ma tendencję do "słabej psychiki", czyli osobowości depresyjnej... Co jest logiczne w miarę, czasem nie ma czasu na gotowanie, szykowanie starannych posiłków, pizza na telefon odpada, a na obiad zostaje coś szybkiego mało odżywczego... to lekiem na całe zło jest współlokator!

Mi zimną zawsze odechciewa się wszystkiego i jakby to było możliwe wypchałabym lodówkę tak aby jedzenia starczyło do wiosny i nie wychodziła na zimno... od stycznia mieszkam ze współlokatorem i uczynił zimę piękniejszą - wspólne posiłki sprawiają cuda! :-)

Wracając teorii o osobowości depresyjnej, cóż... pojęcie szerokie... badania mówią o wielu schorzeniach związanych z mózgiem, które mogą wystąpić, przy spożywaniu glutenu u osoby, która go nie toleruje... dobrą lekturą by funkcjonowanie mózgu zrozumieć jest książka dość stara ale bardzo ciekawie i przystępnie napisana "Wsłuchując się w prozac" Kramera. Nie pisze on o celiakii, ale jak funkcjonuje ludzki organizm ;-)

Miłego dnia :-)

Acha! Lubie pozytywne maile z rana! :-)

wtorek, 18 grudnia 2012

Śniadanie.... połowa grudnia... czas na wiosenne śniadanie ;-p



Podobno śniadanie to najważniejszy posiłek dnia... Ja zazwyczaj jem je bliżej południa niż rana, jakoś mój żołądek powoli się budzi ;-)




Dzień zaczynam od herbaty, potem przychodzi czas na kawę albo drugą herbatę... 

Dla mnie śniadanie to najlżejszy posiłek dnia, zdecydowanie na śniadanie lubię coś lekkiego...

A dziś dobre będzie coś zielonego ;-)






Smacznie i zdrowo:

Pieczywo

Masło

Jajko gotowane

Ogórek

Szczypiorek


Wiosenne śniadanie gotowe! ;-)




poniedziałek, 17 grudnia 2012

Grenade ... childhood memories ... ;-)

by me.

Grenade ... strange fruit, which usually do not know how to eat, to not mess ... Great hands it to him, so rude nibbling on a grain of ... Unfortunately, not always and not everywhere falls to eat with your hands;-)

by me.
Garnet was like for people on gluten-free diet. While reading about the health benefits you can feel as if read by an antidote for all the evil!

Garnet has a positive effect on the circulatory system, has some magical power in the topic of cancer - a person suffering from celiac disease, which, despite the desire sometimes withdraws from the diet is the group asking for cancer (yes, say the study).

Gosh! And here I should write "I'm Stupid" ... Yes, there are days when the diet I put on a side track, despite the theoretical preparation Fri "What can I be in a few years" ... But I will not lie to myself, and sometimes greed or convenience wins ... and sometimes there are days when such mundane topics as what you eat does not exist ... Because if there is such great breakfast than on the run, in the car with someone who dry bread tastes as good as shrimp?! That day I was about a week ago ... friend, who has always been there - picked me up from the bus, which took off at 5:30 am, drove to the goal after 10 in the morning (I went to bed around 2 am, I woke up around 4 in the morning) ... And when I got out of the bus, or did not know my name, or if I want more to eat or drink ... regretted cold coke bottle that was in the fridge at home ... I look like I just rolled over tractor ... we drove into town late ... in stock in the country could not pay the card, in my wallet and I did not even buck cash ... And then a great friend, a great chef, Wojtek - He prepared breakfast - bought - sausage hunting, Mars and Coca Cola - and at such a time is an important part of Mars or manufacturer delicious sausages ...

Returning to the topic - the grenade is also a good effect on the fetus. Unfortunately, the studies say that pregnancy is a difficult topic for people suffering from celiac disease ... :-/ 

by me.
 For me, the grenade is also a childhood memory ... When I was a kid my dad often went. Once in a shorter time for longer. It seems to me that going to war against Iraq - Iran, was one of those long ... I do not remember what year it was ... War was in the eighties ... I did not go to school yet ...

by me.
by me.
by me.
Whenever dad left he brought gifts for my brother and me. Typically, these were "żeleźniaki" small metal cars. I had them as much as a rich boy. I learned to play with dolls only in school from friends. Cars that was what I liked. Probably because of the gifts dad's travels not associated with anything bad. When he returned from the war, my dad brought my grenades! In the eighties such extravagant fruit in Poland was not ;-) Combining the facts that my dad was in the war and that we got grenades - my brothe and I said to kids in the yard: "Dad was in the war and brought us grenades!" Hehehe! Even not lied, and our story stimulated imagination!

I do not even remember from that time that I tasted the fruit. Now I love pomegranates! The taste and memories! ;-)

by me.

Granat... wspomnienie dzieciństwa... ;-)


by me.

Granat... dziwny owoc, który zazwyczaj nie wiadomo jak zjeść, aby się nie upaprać... Świetnie je go się rękoma, od tak niekulturalnie wyskubując ziarenka... Niestety, nie zawsze i nie wszędzie wypada jeść rękoma ;-)


by me.

Granat jakby powstał dla osób na diecie bezglutenowej. Czytając o jego walorach zdrowotnych można poczuć się, jakby czytało się o antidotum na całe zło! 

Granat ma pozytywne działanie na układ krążeniowy; posiada jakąś magiczną moc w temacie nowotworów - a osoba chora na celiakię, która mimo chęci czasem odstępuje od diety jest w grupie proszącej się o nowotwór (tak, mówią badania). 

Rany! I tu powinna napisać "To ja Głupek"... Tak, są dni kiedy dietę odkładam na boczny tor, mimo przygotowania teoretycznego pt. "co może mi być za kilka lat"... Ale nie będę sama siebie okłamywać,  czasem łakomstwo lub wygoda wygrywa... a czasem są dnie, kiedy tak przyziemne tematy, jak to co zjem nie istnieją... Bo czy istnieje pyszniejsze śniadanie niż takie w biegu, w samochodzie z kimś z kim sucha bułka tak samo dobrze smakuje jak krewetki?! Taki dzień miałam około tygodnia temu...  kumpel, który istnieje od zawsze - odebrał mnie z autobusu, który wystartował o 5:30 rano, dojechał do celu po 10 rano (poszłam spać około 2 w nocy, wstałam około 4 nad ranem)... I kiedy tak wyszłam z autobusu, nie wiedziałam ani jak mam na imię, ani czy bardziej chce jeść czy pić... żałowałam zimnej butelki coca coli, która została w lodówce w domu... wyglądam jakby właśnie rozjechał mnie traktor... jechaliśmy spóźnieni za miasto... w sklepie na wsi kartą zapłacić nie mogłam, a ja w portfelu nie miałam nawet złotówki gotówki... I właśnie wtedy wspaniały kumpel, kucharz doskonały, Wojtek - przygotował mi śniadanie - kupił - kiełbaskę myśliwską, marsa i coca colę - czy w takiej chwili ważny jest skład marsa lub producent pysznej kiełbaski...

Wracając do tematu - granat ma też dobry wpływ na płód. Niestety, badania mówią, że ciąża to trudny temat dla osoby chorej na celiakię... :-/

by me.

by me.

Dla mnie granat to też wspomnienie dzieciństwa... Kiedy byłam dzieckiem tata często wyjeżdzał. Raz na krócej, raz na dłużej. Wydaje mi się, że wyjazd na wojnę Irak - Iran, należał do tych dłuższych... nie pamiętam, który to był rok... wojna była w latach osiemdziesiątych... nie chodziłam jeszcze do szkoły...

Zawsze kiedy tata wyjeżdzał przywoził prezenty dla brata i dla mnie. Zazwyczaj były to "żeleźniaki", małe metalowe samochodziki. Miałam ich tyle co bogaty chłopiec. Lalkami nauczyłam się bawić dopiero w szkole od koleżanek. Samochodziki to było to co lubiłam.  Zapewne z powodu prezentów wyjazdy taty nie kojarzyły nam się z niczym złym. Kiedy wrócił tata z wojny przywiózł mam granaty! W latach osiemdziesiątych takich ekstrawaganckich owoców w Polsce nie było ;-) Łącząc fakty, że tata był na wojnie i ten, że dostaliśmy granaty - na podwórku mówiliśmy dzieciom "Tata był na wojnie i przywiózł nam granaty!" Hehehe! Nawet nie skłamaliśmy, a nasza opowieść pobudzała wyobraźnie!

Nawet nie pamiętam z tamtego czasu, czy owoc mi smakował. Teraz uwielbiam GRANATY!!! Za smak i wspomnienie! ;-)

by me.
by me.