czwartek, 1 listopada 2012

EKSPERYMENT - odsłona no 2; co robię w sanatorium poza odpoczywaniem ;-)






Życie w sanatorium toczy się wolniej niż w zewnętrznym świecie. Trzeba wcześnie rano wstać, punktualnie stawiać się na posiłki... Z jednej strony nuda, ale z drugiej - zderzenie ludzi, różnych życiowych rzeczywistości - samotność kontra małżeństwa spacerujące pod rękę; schorowane kobiety kontra mężczyźni, którzy mimo chorób traktują turnus jak lecznicze wakacje, okazję do potańcówki i wieczornego drinka w pokoju...







Wczoraj podszedł do mnie z rana starszy Pan i spytał "Czy jedzie Pani na wycieczkę do Torunia", ja na to "Jeszcze nie wiem", na to on "Zamówiłem już dwa miejsca" po czym dalej "Czy po spacerze pójdziemy na kawę" i tak serdecznie się uśmiechną z takim pragnieniem towarzystwa... Na popołudniowy spacer po Ciechocinku poszła większość kuracjuszy. Pan Czesław - tak ma na imię Pan, który zagadną mnie o kawę oczywiście też poszedł na spacer. Podczas spaceru podszedł przypomnieć mi o kawie na koniec spaceru :-)


Poszliśmy w czworo, Pan Czesław, Janek, Wanda i ja. Troje moich kompanów piło herbatę, ja grzańca - przemarzłam podczas spaceru i musiałam się rozgrzać :-) Pan Czesław najstarszy z nas opowiadał kawały, to piękne jak pogodny może być starszy człowiek. Jego nastawienie do życia odzwierciedla jego twarz, nieustannie uśmiechnięta, z różowymi wypiekami na policzkach i świecącymi jasnymi oczyma :-) Ten pogodny, radosny człowiek, spragniony jest towarzystwa, kompana podczas spacerów. Spytał czy przyjdę na drinka. Powiedział, że wszyscy razem musimy pójść na tańce. Oczywiście zaproponował spacer na groby dnia następnego czyli dziś. Jego wnuczka jest nie wiele młodsza ode mnie, córka przyjechała do niego do domu, by go spakować do sanatorium, a by nie dźwigał walizki spakowała odzież w karton i wysłała pocztą... Pan Czesław jest niesamowitą osobą, tak pogodną, kiedy opowiada o córkach i wnukach - mówi o aniołach na ziemi :-) 


Innym uroczym zjawiskiem są starsze małżeństwa spacerujące za rękę i ich wzajemna troska o siebie. Gry słowne - kobieta woła z pokoju zabiegowego do męża "Kochanie, za 3 minutki już kończę a Ty idź na obiad ja dojdę" na to on "Nie mów mi co mam robić, poradzę sobie". Niby się kłócą. Droczą. Przekomarzają. Jednak razem przyjechali na wypoczynek. Tego samego dnia spacerują pod rękę... Magia jakaś...


I to małżeństwo w wieku... nie mam pojęcia jakim, chyba grubo po osiemdziesiątce... Mężczyzna ledwo chodzi, podpiera się laską, kobieta porusza się powoli ale stabilnie - zawsze ma siłę by wesprzeć męża, kiedy ten potknie się o własną nogę  ;-) 






Wróćmy do mojego kompana - Pana Czesława. Dziś rano zapukałam do jego pokoju, aby spytać, o której pójdziemy na cmentarz. Chciałam iść zobaczyć grobowiec rodziny Don Vasyla. Pan Czesław poinformował mnie, że już kupił bilety na "wieczorem zapoznawczy" i oczywiście zaprasza - też nie lubię chodzić na takie imprezy sama, więc się ucieszyłam z zaproszenia.





Po śniadaniu ruszyliśmy w stronę cmentarza. Grobowiec rodziny Don Vasyla znajduje się na cmentarzu komunalnym. Przy pierwszej alejce stoi wielki czarny grobowiec z napisem "GROBOWIEC RODZINNY - oby się nasze dusze po świecie nie szukały - mojej rodzinie Don Vasyl". Nie można przegapić grobowca, nie z powodu jego wielkości. Przy grobowcu stoi cała rodzina - kobiety, mężczyźni, dzieci. Rodzina wielopokoleniowa. Wszyscy są bardzo uroczyście ubrani, kobiety w futrach, mężczyźni w garniturach. Najstarsza z Pań to bardzo piękna kobieta, siedzi na krzesełku i obdarza wszystkich uśmiechem. Obok pomnika stoi nie wielki stolik, a na nim dwie szklanki, wódka, napój i półmisek z wędlinami. Kiedy podeszłam, aby zrobić zdjęcie Panowie od razu uśmiechnęli się do aparatu, zaproponowali wódkę. Z początku odmówiliśmy, jednak Vasylowie chyba zorientowali się, że się krępujemy i zaproponowali shota ponownie. Pan Czesław podjął męską decyzję - poprosił słabiutkiego drinka. To był dobry wybór od razu zrobiło się cieplej.

Rodzina Vasyla czuwa przy grobie cały dzień, z krótkimi przerwami, kiedy idą do domu zagrzać się, wypić herbatę i zjeść coś ciepłego...










7 komentarzy:

  1. Marys tu na obczyźnie brak święta zmarłych, a raczej jest poprostu nie obchodzone. Ale dzięki twojemu postowi aż mi zapachnialo zniczami i gorąca herbata pijaną u babci po wizycie na cmentarzu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czesc!
    Tez jestem na diecie bezglutenowej od urodzenia, czyli 30 lat :)
    zastanawia mnie jak piszesz o grzancu, drinku, itp. Przeciez wiekszosc alkoholi jest glutenowa...(piwa, wodki zbozowe, alkohole na zwyklym spirytusie). Czy Ty tez unikasz takich trunkow? Ja od dluzszego czasu pijam jedynie wina, wermuty i drinki z wodki ziemniaczanej (Luksusowa, Palace Vodka).
    pozdrawiam
    Gosia

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Gosiu :-)

    Tak, pewnie patrzę jaki, czyli z czego alkohol piję... Nie będę kłamać wódka z Cyganami była zbożowa, niestety. Przyznaje się, że czasem zdarza mi się zjeść coś czego nie powinnam, rzadko, nawet bardzo rzadko ale się zdarza. Jak kiełbasa myśliwska, której składu nie znam, kiedy krążę głodna po mieście a nie mam czasu by usiąść w restauracji i zjeść lub w restauracji, gdzie nie oszukujmy się - kiedy zamawiam steak-a, w kuchni w knajpie jest tyle mąki i wszystkiego, że jedzenie nie sądzę by było w 100% bezglutenowe...

    Na koniec pochwalę się, że pierwszy raz w życiu miałam postanowienie noworoczne - dotyczące właśnie diety i nie uleganiu słabości... i mamy luty, a ja twarda jestem i sprawdzam jak nigdy co z czego zjadam :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak, mi tez zdarza się czasem złamać dietę. Czasem nawet takiego postanowienia noworocznego będzie ciężko dotrzymać, wiem co niesie życie bezglutenowcowi :) szczególnie na wyjazdach, wyjściach do restauracji.
    Życzę Ci powodzenia w diecie i mnóstwo zdrowia!

    ps.czy Ty znasz jakichś rówieśników na diecie? Ja nie znam i zrobiło mi się jakoś tak miło, że taka fajna dziewczyna prowadzi bloga o tym co je i jak żyje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam chyba dwie osoby, ale właściwie nigdy o diecie nie rozmawiamy. Jedna osoba to chłopak zajęty sportem - on chyba nie ma czasu ani głowy na pilnowania się z jedzeniem.. Druga osoba to koleżanka, która w dorosłym wieku dowiedziała się, o tym, że nie toleruje glutenu. Przestrzega diety i od czasu jak nie je glutenu widać to po buzi, znów jest ładną zdrową dziewczyną, przedtem miała chorobowo, specyficznie napuchniętą buzię... teraz wygłada super :-)

    Mnie przestraszyły potencjalne problemy z ciążą - to mnie zmotywowało do pilnowania się z jedzeniem. Wolałabym mieć lub nie mieć dziecka w wyboru a nie przez własną głupotę i lekceważenie diety... no jeszcze te potencjalne akcje z psychiką mnie wystraszyły ;-)

    A czy Ty od dziecka jesteś bezglutenowa czy będąc dorosła się dowiedziałaś?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jestem od dziecka na diecie bezglutenowej i bezmlecznej. Kiedys bylo mi bardzo ciezko z tego powodu, szczegolnie jako dziecko, kiedy zawsze bylam inna od rowiesnikow i te wieczne ulubione pytanie wszystkich, ktorzy sie dowiaduja: "a co Ci jest jak zjesz cos czego nie mozesz?" lub "o boze, jak Ty zyjesz?" :)
    Teraz zyje mi sie z dieta bardzo latwo, wyklucza ona wiele produktow niezdrowych, wiec moja dieta jest w dzisiejszych czasach bardzo "modna". Jestem chyba jedna z niewielu osob, ktore nie jadly hamburgera. Jadam tez niewiele slodyczy, bo 99% po prostu nie moge :)
    A ty? od kiedy dietujesz? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie najbardziej irytuje pytanie " z czego się odchudzasz?" ;-)
    Ogólne takie "współczucie" czasem irytuje... :-/


    Jak byłam mała byłam na diecie bez glutenu i bez laktozy, w podstawówce lekarz kazał jeść mi wszystko twierdząc, że już wyrosłam z nietolerancji - źle się czułam, więc stwierdził, że mam nerwicę :-/ po jakimś czasie inny kazał wrócić na dietę... niestety do dwóch lat wstecz nie do końca wiedziałam co mogę jeść, a czego nie - więc jakbym nie była na diecie. Np jadłam sosy... i w ogóle prowadziłam tryb życia nie sprzyjający diecie, wiecznie w rozjazdach - obiady w barach i na stacjach benzynowych... w zasadzie dobrze się czułam, od czasu jak pilnuje się z dietą to organizm nie może się przystosować i wiecznie osłabiona jestem... ale może to też kwestia wielu zmian w życiu i stres związany z tym ;-) Mam wrażenie, że jak nie pilnowałam diety to organizm był na wiecznym czuwaniu i walce przez co silniejsza fizycznie byłam ;-)

    Czy wiesz, że skoro chorujesz od dzieciństwo możesz ubiegać się o stopień niepełnosprawności? Głupia rzecz, ale np przysługują wówczas zniżki na komunikację miejską :-)

    OdpowiedzUsuń