czwartek, 22 listopada 2012

Wspomnienie... sanatorium... ludzie...

fot. Tomek Gulla

Sanatorium to takie dziwne miejsce... zderzenie wielu światów... światów pochodzenia - z miasta, miasteczka, wsi... zderzenie majątków, klas, ludzi o różnym wykształceniu... i rzeczywistości, która sadza ich wszystkich przy jednym stoliku podczas obiadu. Przy stolikach panuje różna atmosfera, wszyscy są kulturalni, a co nie którzy kulturalnie złośliwi, jak Pani siedząca obok mnie, która od połowy turnusu mówiła "znów zupa za słona" po czym dolewała sobie dwie dokładki... mogłaby darować sobie i komentarz i dokładkę... są osoby anielsko cierpliwe, jak Pani naprzeciwko mnie, która wszystkie komentarze starszej Pani przyjmowała twardo na klatę. Kobieta z sercem na dłoni, która już trzeciego dnia zatęskniła za wnukami :-)

Sanatorium, to spotkanie starej kobiety z młodą kelnerką. Stara kobieta młodości nie toleruje.  Dlaczego by nie poprosić Emilki o łyżeczkę, mimo tego, że nie ma nic na stole co nadawałoby się do zjedzenie łyżeczką. Ale w jaki inny sposób stara kobieta może pokazać swoją "przewagę" nad młodą, ładną, zadbaną dziewczyną...

Sanatorium to spotkanie starej kobiety ze mną i pytanie retoryczne "ile Pani ma lat? co Pani może wiedzieć?"...  

fot. Tomek Gulla

Sanatorium to spotkanie ze starością i nie przemijającą miłością. Na pierwszym piętrze sanatorium mieszkało małżeństwo, wyglądali jakby mieli po sto lat. Jej na imię Basia, jego imienia nie znam. On chory na parkinsona, często nie może wystartować by pójść przed siebie. Drepcze w miejscu, a na jego twarzy rysuje się zniecierpliwienie i złość na własne nogi. W oczach mężczyzny rysuje się strach, podejrzewam, że boi się tego co będzie jak i pamięć go zawiedzie... Sprawny intelektualnie starzec, nadal posiada godność, chce być samodzielny. Kiedy Basia jest w gabinecie zabiegowym, a Starzec nie może ruszyć z miejsca, nie prosi o pomoc obcych, kiedy zaproponuje się mu pomoc dziękuje, mówiąc, że nie chce być ciężarem. Kiedy kończy własny zabieg staje w progu drzwi i cichutko woła do żony "Basiu, Basiu! Jestem! Już skończyłem!" I czeka w progu. Czeka na swoją lubą, która chwyci go pod ramię i zaprowadzi na kolejny zabieg. Jego oczy ufają jej bezgranicznie. Jej oczy wybaczają mu chorobę. To nie obowiązek każe jej prowadzić męża pod kolejne drzwi zabiegowe, to miłość go prowadzi. Basia piękna kobieta. Kiedy była młoda, on musiał o nią walczyć. Jestem pewna, że nie był jedynym adoratorem. Zawsze nosi spięte włosy w kok, nawet w zabiegowym dresie wygląda elegancko. Jest stu procentową damą, o delikatnej twarzy, zniewalającym uśmiechu. Nawet jej wiek nie ukradł jej gracji w ruchu, wyprostowana, z łagodnym wyrazem twarzy - zawsze czuwa przy swej miłości. Ile trzeba mieć odwagi by tak mocno kochać. By nie bać się zaufać komuś bezgranicznie - tak jak on złożył swój los w rękach Basi. Ile miłości umarło w zarodku, gdyż zakochani bali się powierzyć swój los wybrankowi serca od tak bez pokwitowania, bez celu, bez obietnicy, powierzyć swój los drugiej osobie... Sanatorium to spotkanie z nieprzemijającą miłością. To spotkanie z tym, o czym każdy skrycie marzy.

fot. Tomek Gulla

Sanatorium to spotkanie z ludźmi, którzy szukają ucieczki od pustego domu. Od domu, w którym nikt nie czeka. To ludzie, których życie się skończyło i przez te cudowne 21 dni próbują nachapać się go na zapas. Szukając romansu, przyjaźni, nie omijając żadnego dancingu.

Sanatorium to ucieczka od domu, w którym czuwa żona lub maż. Ludzie zapominają, o świecie i udają, ze świat na zewnątrz przestał istnieć! W końcu dziś nikt nie powie "ale żeś się upił". Zakaz spożywanie alkoholu, to taki niby zakaz, jak na wycieczce szkolnej, gdzie przed wychowawcą należy udawać trzeźwego.

fot. Tomek Gulla

Sanatorium to czas na wyciszenie się, jeśli ktoś tego potrzebuje. Czas zwalnia, bardzo zwalnia. To dobrze, organizm ma czas by się zregenerować. Skutki widać gołym okiem, kiedy po 14 dniach starcy i chorzy zaczynają lżej się poruszać. Skutki widzę po sobie - ścięgno, które wiecznie o sobie przypominało, nagle pozwoliło ponownie biegać - po dwóch tygodniach 4 km.

Sanatorium to miejsce, w którym nie taktem jest pracować popołudniami. Kiedy to robiłam, regularnie starszy Pan pytał co ja tam robię i pytał - czy nie mogę tego zrobić kiedy indziej. Ostatecznie "jesteśmy na wypoczynku" starzec zostawił swoje mieszkanie bez opieki na 21 dni, więc ja chyba mogę zostawić pracę. Niestety nie ma zrozumienia. Na szczęście zawsze można schronić się w pokoju i tu pokłony składam organizacji - dostałam dwuosobowy pokój dla siebie, nie zameldowano mnie ze starszą Panią, która potencjalnie mogłaby grać mi na nerwach, a ja jej nie mniej. Zauważę też, że w "Zdrowiu" panuje sprawiedliwość - kto pierwszy ten lepszy. Nie stosuje się dopłat, by mieszkać w wyremontowanej części ośrodka, co praktykuje wiele sanatoriów.

fot. Tomek Gulla

Czy warto przenieść się do tego innego świata na 21 dni? Zdecydowanie tak. Po pierwsze - powinno się dbać o własny organizm. Po drugie może warto stanąć na progu wielu światów i popatrzyć z szeroko otwartymi oczyma. Wziąć głęboki oddech, niemalże zachłysnąć się i pomyśleć na tym "kim chcę być". Starszą Panią, która z zawiścią patrzy na cudzy urodzinowy tort, gdyż nie ma z kim świętować, nie dlatego, że nie ma rodziny. Dlatego, że jest starą gangreną. Czy stać się Basią. Damą, która obdarza łagodnym uśmiechem prowadząc swojego niedołężnego ukochanego...

środa, 21 listopada 2012

W nie SWOIM ogródku ;-)

fot. Tomek Gulla

Dla chcącego nic trudnego! Czasem nie trzeba mieć własnego ogródka, by mieć świeżą miętę... ba! by własnoręcznie, nie pytając nikogo o zgodę - nazrywać dla siebie pachnącą, świeżutką miętę ;-)

A jak to się robi? Trzeba dokładnie obserwować opuszczone ogródki... w Ciechocinku przy zdrojowej jest - piękna posiadłość, w czasach wojny i po wojnie była to chyba najpiękniejsza posiadłość w powiecie... dziś wpadająca w ziemię ruina.. :-(

fot. Tomek Gulla


Na tyłach cudownego drewnianego domku, nadal istnieje ogródek.. zniszczony zaniedbaniem...

A mięta w nim jak marzenie! Już się suszy... będzie z niej herbatka... i może jakieś obiad z miętą wymyślę... ;-)


fot. Tomek Gulla

 Tomek dziękuję za odwiedziny! ;-)

Na włam to tylko z Tobą... znów płot nie był problemem... ;-)

fot. Tomek Gulla

Pomidory... pomidory... pomidory... papryka... chilli... przetwory!




 To już końcówka pomidorowego sezonu i ostatni dzwonek, by zrobić przetwory z pomidorów!

Zabijając spacerami czas pomiędzy obiadem a kolacją podczas pobytu w Ciechocinku, prawie codziennie przechodziłam obok rynku - jeden ze straganów namawiał do robienie przetworów - sprzedawano tam domowej roboty marynowane grzybki i inne pyszności :-) Ostatniego dnia pobytu, w poniedziałek zrobiłam więc spore zakupy... Rynki mają to do siebie, poza tym, że znajdują się na nich świeże warzywa z upraw - przynajmniej w większości... to sprzedawcy często segregują towar. I tak pomidory na przetwory zamiast za pełną cenę można kupić za pół ceny. Wystarczy wypatrzeć kosz z "odpadami" czyli mocno dojrzałymi warzywami lub tymi ze skazami na skórce. 

Kupiłam ponad 3 kg pomidorów i trochę ponad 1 kg mieszanki papryki - wybrałam po kilka sztuk każdego rodzaju.





Jak widać na fotografiach kupiłam mieszaninę pomidorów - łącznie z cherry i malinowymi.


Papryki też pełen asortyment wybrałam, zarówno słodką, jak i chilli.
Wzięłam sporo chilli - lubię ostre! ;-)





Do mojej magicznej mikstury użyłam jedną dużą cebulę.



Prace jak zawsze rozpoczynam od umycia wszystkich produktów. Kiedy składniki suszą się w durszlaku, przygotowuję wielki gar, deskę do krojenia i duży nóż.




Jak widać na fotografiach wszystko dość niedbale kroję, i tak w garnku powstanie jedna wielka papka ;-)




Nie obieram pomidorów, za leniwa jestem. Ale jeśli nie masz w zwyczaju zjadać skórki pomidora, możesz pobawić się w obieranie. Przecieru z pewnością obranie pomidora nie popsuje ;-)


W prawym rogu to ja w uroczej różowo - fioletowej piżamie ;-) najlepiej gotuje się z rana w piżamce... I tak można poranek przeciągnąć do południa i równocześnie mieć poczucie, że połowa dnia nie poszła na straty ;-)


Pomidory uwielbiam!


Wszystkie gatunki!



Dużo tego krojenia...


To ważne by z wnętrza papryki wydłubać wszystko, również pestki należy wybrać i wyrzucić. Od słodkiej papryki popsuły by smak, a pestki chilli mogły by dać zbyt ostry smak.



Paprykę kroję dość drobno - w paseczki, a następnie w kosteczkę.




Pół gara pełne, a na stole nadal dużo rzeczy do krojenia...



Nie bój się użyć chilli. Pomidory są słodkie więc zneutralizują ostrość ;-)





Pomidory wszystkie pokrojone, jeszcze papryka...







No i cebula, dla złamania smaku.


Pełen garnek produktów! Gotowy do gotowania! Co prawda pomidory po pokrojeniu puściły sok i jest go dość sporo, jednak dodaję pół szklanki wody, by mieć pewność, że podczas pierwszych minut gotowania pomidory nie przywrą do dna garnka. 

Nie dodaje żadnych przypraw. Przecier będzie półproduktem do potraw. Nie przyprawianie go daje możliwość zrobienie potrawy o każdym smaku podczas gotowania obiadu lub kolacji. Ja przecieru używam do kremów pomidorowych, spagetti, lazanii.


Podczas gotowania trzeba regularnie mieszać miksturę, aby nie przywarła do dna i nie spaliła się.

Cudownie pachnie! Jak gotowe danie! ;-)

Już wiem, co zjem  dziś na obiad! ;-)

I smakuje bosko!


Wszystko gotuję około 2 godzin. Ja lubię nierozgotowane warzywa - papryka jest ugotowana, anie jest jest papką. Jeśli wolisz konsystencję koncentratu - użyj blendera i zmiel wszystko. Ja tego nie robię. Jeśli zdecydujesz się na mielenie przed pasteryzacją, podgrzej jeszcze raz pomidorowy mix - do słoików trzeba wlewać gorące przetwory. To ważne!


Kiedy napełnisz słoiki i dobrze je zakręcisz. Zagotuj je w garnku z wodą. Przetwory powinny gotować się około 20 minut w temperaturze około 90 stopni.


Można też miksturę wlać do plastikowych pojemników, ostudzić i zamrozić...

Smacznego! ;-)