piątek, 16 listopada 2012

W sanatorium... śniadanie... kolacja...




Kiedy moja Pani doktor skierowała mnie do sanatorium wyszukałam w necie sanatoria, które skierowane są do osób na diecie bezglutenowej. Niestety pracownicy NFZ nie doszukali się takich, bądź nie doczytali uwagi lekarki mówiącej o celiakii.

Kiedy przyszedł list z NFZ dowiedziałam się, że jadę do Ciechocinka, wyszukane przeze mnie ośrodki nie znajdują się w Ciechocinku... Temat żywienia był dla mnie wielkim znakiem zapytania, nastawiałam się na przewlekły głód i żywienie się w mieście.

W czepku urodzona trafiłam do sanatorium, w którym zebrała się naprawdę świetna ekipa pracowników, zarówno rehabilitantów, jak i Pań zajmujących się żywieniem - co dla mnie również ważne. W tym momencie mocno ściskam wszystkie Panie i dziewczyny ze stołówki i kuchni, nie bez powodu. Ani jednego dnia nie potraktowały tematu moje jedzenia i mnie, jak problemu. A problemem w jakiś sposób jestem - jem inne śniadania niż pozostali kuracjusze, prawie zawsze inne zupy (nie zabielane, bez makaronu) i często inny obiad, szczególnie od czasu kiedy zaczęłam czytać menu i pytać "Czy dziś mogę zjeść zrazy zamiast kurczaka?".  Moje prośba zawsze zostaje spełniona. Efektem mojej prośby jest więcej pracy w kuchni, ponieważ Pani pełniąca dyżur specjalnie dla nie musi osobno ugotować kawałek mięsa... Wielkie dzięki za to! ;-)







Podczas śniadań również jestem ponadplanowym zadaniem. Zazwyczaj wszyscy dostają wędlinę, ser lub serek topiony, jakieś warzywa, twarożek lub pastę, cukrzycy - owoc lub jogurt. Dla mnie Panie szykują osobny talerz, z pieczonym lub gotowanym mięsem, warzywami, czasem twarożkiem. Codziennie rano dostaję owoce w ramach drugiego śniadania.








Podczas kolacji znów Panie muszą o mnie pamiętać. Zamiast wędliny - gotowane lub pieczone mięso, zamiast chleba - wafle ryżowe, kiedy wszyscy jedzą jedzą jajka w majonezie lub pastę z twarożku - dla mnie Panie szykują jajko bez majonezu. I tak codziennie. Niby mała rzecz, ale przy żywieniu pod stu osób taka mała dodatkowa czynność kradnie cenny czas...




Jak widać mój talerz wyróżnia się w tłumie talerzy...

Panie są niesamowite! I zawsze uśmiechnięte! Uwielbiam je wszystkie! :-)

Tak, to ich będzie mi brakowało w domu! :-)









Sanatorium "Zdrowie" - od kuchni ;-) Robimy zrazy!



Dziś zabieram Was na wycieczkę nie dla każdego dostępną... Tuż za sanatoryjną stołówką znajduje się kuchnia, miejsce dostępne tylko dla pracowników kuchni i stołówki!

Wszystkie Panie pracujące w pionie żywnościowym dobrze wiedzą, że swojego miejsca pracy wstydzić się nie muszą. Kuchnia nie dość, że jest świeżo wyremontowana, to czyściutka, jakby dopiero co wyszła z niej ekipa sprzątająca... Kiedy spytałam, czy mogę przyjść do kuchni z aparatem - Panie bez wahania powiedziały, że nie mają nic przeciwko, jednak poprosiły bym o zgodę poprosiła Prezesa.  Zgodził się.

Przy pierwszej wizycie w kuchni trochę się pogubiłam, większość "garnków" nie przypomina naczyń, które znam z domu :-)






Sprzęty kuchenne, które wyglądają jak domowe, albo są jakiś dziwnych wielkich rozmiarów.... albo przerażają ilością.... jest ich więcej niż w dobrze wyposażonym sklepie...






Kiedy już oswoiłam się z kuchnią, która wygląda jak mała nowoczesna fabryka... Wykorzystałam sytuację, Pani Kucharka nauczyła mnie robić zrazy :-)

Do zrazów potrzebna jest wołowina, akurat Pani przygotowywała zrazy wieprzowe, ale doradzała wołowinę, jeśli chciałabym zrobić tradycyjne zrazy. Mięso należy bardzo dobrze rozbić, to podstawa! Nasze zrazy nadziewane były ogórkiem kiszonym, cebulą i boczkiem. Pani powiedziała, że można tez dodać marynowane grzybki a mięso posmarować musztardą.











Ogórka kiszonego, cebulkę i boczek kładziemy na rozbitym mięsie i zawijamy. Pani cała operacja zajmowała może pół minuty! Lata wprawy! Dla mnie tempo nie osiągalne :-) 


Zrazy są równe jak od linijki!




Po przygotowaniu zawijasów mój zraz i reszta rozstały się - mój bezglutenowy wylądował w folii a następnie w piecu. Reszta trafiła do brytfanki, zastała posypana mąką i dusiła się w czymś co funkcjonuje jak garnek, ale na pewno nie wygląda jak garnek ;-)

Zrazy były doskonałe... Niestety jak zapachniały zajęłam się jedzeniem i nie zrobiłam zdjęcia gotowego zraza...  Był pyszny!

wtorek, 13 listopada 2012

Filmowo.... Backstage.. ;-)




Nikt tak nie gotuję jak Kasia i ja ;-)

Santa nawet bezmięsną zupę by wsunęła, hehe




Kontrola świeżości i ilości ;-)




W kuchni obowiązuję wygodne obuwie ;-)



Jak widać - zupa udana, a jaka? To ujawnię podczas filmowego gotowania w grudniu! ;-)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Pocztówka z Ciechocinka... "Starzec" opowiadanie...




Ciechocinek... dość!

Ciechocinek...  to kolano jest moje!

Ciechocinek... czy zamiast "dzień dobry" mówię "dotknij mnie!"

Ciechocinek... dlaczego starcy zostawiają rozum w domu?!




Starzec...


- A Ty znów tu siedzisz? Wracaj do pokoju! - powiedział Robert rozkazującym głosem. Iza podniosła wzrok i popatrzyła na Roberta.
- Pracuję.
Robert zauważył Andrzeja, który właśnie wszedł do pokoju telewizyjnego, łapie go wzrokiem i mówi:
- Patrz na nią. Piątą godzinę już tu siedzi. - Robert kiwa głową. Iza nie odrywając wzroku od komputera mówi:
- Pracuję. Nie siedzę.
Andrzej popatrzył po obojgu i odchodząc rzucił od niechcenia:
- Tylko nie pochoruj się mocniej. Chłodno tu w sali. - poszedł na drugi koniec sali i usiadł przed telewizorem. Iza lubiła Andrzeja, ale nie mogła zrozumiec dlaczego ilekroć rozmawiają na holu i zjawia sie Robert, Andrzej wycofuje się. Mówi coś w stylu "Nie będę Wam przeszkadzał", kłania się i odchodzi...
Robert nadal stojąc nad dziewczyną zagaduje:
- Może przyjdziesz do mnie do pokoiku? Na herbatę? Albo winko? Kupiłem winko.
- Muszę jeszcze popracować.
- Ile można. Kiedy indziej skończysz.
- To ważne. Nie może czekać. Musze dziś to wysłać.
- A nie możesz robić tego w swoim pokoju? Tylko tu w zimnym?
- Na moim piętrze nie ma internetu. Musze tu.
- Zaziębisz się. A może u mnie jest internet.
- Nie, nie ma. Jest tylko w sali telewizyjnej. Jetem ciepło ubrana, nie jest mi zimno.
Robert pokiwał głową i wyszedł z pomieszczenia.

Dziewczyna siedziała z komputerem jeszcze dłuższą chwilę. Chciała czas, który został do kolacji spędzić sama ze swoimi myślami. Nie chciała kolejnego dnia spędzać w towarzystwie Roberta. Mężczyzny w wieku jej dziadków. Z początku uśmiechnięty starzec był uroczy, zajmował ją rozmową, opowiadał dowcipy, jednak po zaledwie kilku dniach znajomości młoda kobieta poczuła się przytłoczona tą przyjaźnią. Przytłaczało ją poczucie, iż musi się tłumaczyć z tego co, kiedy i gdzie robi? Od lat, nikomu się nie tłumaczyła a tu nagle spadł na nią ten obowiązek wobec całkiem obcej osoby. Kiedy szła do przy szpitalnego parku z koleżanką z pokoju, widziała żal w oczach starca. Kiedy rozmawiała z którymś z mężczyzn na korytarzu czekając na codzienną inhalację; pacjentów szpitala - widziała dysaprobatę w spojrzeniu Roberta. Pewnego dnia, kiedy nie wychodziła z pokoju - mężczyzną nie wolno było wchodzić na oddział kobiet - i cały dzień spędziła w pokoju czytając książkę, po kolacji podszedł do niej Robert i smutnym głosem zapytał:
- Czy Ty już mnie nie lubisz? - jego twarz przypominała zranione zwierzę.
- Nie. Dlaczego? Co się stało? - Izę zirytowało to pytanie. Pomyslała o czasach wczesnej podstawówki i przyjaźni, kiedy to z przyjaciółką z ławki trzyba było obowiązkowo spędzać każdą przerwę, każdą minutę szkolnego życia...
- Nie spędzasz ze mną czasu. - żalił sie Robert, a jago twarz zmieniła się w krwawiące zwierzę.
- Czytałam. Słabo się czułam. - skłamała, by nie sprawiać przykrości Robertowi.
Dziewczynę ogarnęła panika. Co starzec ma w głowie?! Przecież wczoraj siedzieli razem na ławce w parku, spacerowali po obiedzie. Tak, rano kiedy rozmawiała z innym mężczyzną Robert usiadł na ławce obok i łypał na nich, jakby ona robiła coś złego. Ale czy robiła coś niestosownego. Przecież tylko rozmawiała. Przecież Robert nie ma do niej żadnych praw. Przecież Robert jest starcem. A ona młodą kobieta, całe życie przed nią. Dlaczego on myśli, że ma do niej jakieś prawa. Dziewczyna myjąc wieczorem żęby zaśmiała się sama do siebie "Jeden starzec jest zazdrosny o drugiego! Jakby którykolwiek mnie interesował!". Jednak niepokoiła ją sytuacja. Kładąc się spać, bała się wyrzutów dnia następnego.

Nazajutrz rano Iza obudziła się pierwsza, jej współlokatorki z sali jeszcze spały. Wstała cicho, aby nikogo nie obudzić. Wzięła ręcznik, kosmetyczkę i czystą bluzkę. Cicho zamknęła drzwi. Lubiła chwile ciszy, kiedy wszyscy spali. Mogła sama skorzystać z łazienki, nie śpiesząc się, nie patrząc na stare ciała kobiet, z którymi mieszkała w pokoju. Była jedyną taką młodą osobą w szpitalu. Była jak pożywka dla starców, dotyk młodości. Z początku podobało jej się, że to właśnie ona jest najmłodsza. Dzięki temu zawsze miała z kim porozmawiać czekając w kolejce na inhalację. Osoby w średnim wieku, zagadywały ją jak córkę, starsi jak wnuczkę. Jednak pewnego dnia coś się zmieniło. Iza przestała być dziewczynka, stała się kobietą. Zrozumiała, że męskie zaczepki to nie wyraz sympatii i oznaka tęsknoty za rodziną. Te zaczepki miały podtekst erotyczny. Była zmęczona hasłami:
- Pójdziemy potańczyć? Lubisz sie przytulać?
albo
- Usiądz tu obok. - i ten gest pokazujący miejsce na kanapie...
 Popatrzymy na Roberta - czy to możliwe by człowiek był tak nierozsądny i pomyślał, że  młoda dziewczyna zada się z starcem?! Jakim prawem mówiąc o niej używał słowa "MOJA", jaka ona była jego. Aż dreszcz obrzydzenia przechodził po placach Izy, kiedy pomyślała o tym, że zwyrodnialec patrzy na nią jak na kobietę, co gorsza odpowiednią dla siebie. Czy to nie jest jakaś wyjątkowa odmiana pedofilii, kiedy mężczyzna pożąda o pięćdziesiąt lat młodą kobietę?! I ten uścisk, kiedy na chwilę straciła czuwanie! Kiedy jego dłonie dotknęły jej policzków, jedna dłoń na jednym policzku, druga na drugim i obślinił jej czoło. Zbeszcześcił jej czoło. Uściski młodej kobiety przenzczone są dla młodych mężczyzn... Oj tak! Myślał, że ta młoda kobieta jest dla niego. Raz w parku próbował złapać ją za ręke. Niejednokrotnie. Ona udała, że nie zauważa gestu i schowała dłonie do kieszeni. Robert wiedział, że jego myśli są niestosowne, to dlatego powiedział:
- Kiedy jesteśmy sami, nie mów do mnie prosze pana. Mów do mnie po imieniu - Robert. Kiedy jesteśmy sami.
Dziewczyna nigdy nie powiedziała "Robert", nie chciała przełamywać dystansu. Chciała odsunąć się od starca. Jednak w szpitalu tuż za rogiem czaił się już kolejny starzec...








Wizyta w Stowarzyszeniu "Przekreślony Kłos"


W sobotę podczas pobytu w Bydgoszczy spotkałam się z Paniami ze Stowarzyszenia "Przekreślony Kłos". Panie ugościły mnie dwoma pysznymi ciastami ;-)



Spotkanie było bardzo udane, jednak troszkę Panie mnie zmartwiły. Po pierwsze powiedziały to czego usłyszeć nie chciałam - mianowicie jeśli producent żywności uczciwie informuje, że w jego zakładzie używa się glutenu, NIE WOLNO mi jeść jego produktów. Czasem, wobec niektórych produktów robiłam wyjątki i produkty z takim opisem jadłam... :-( A jak Panie powiedziały, taka mini ilość glutenu potrafi zrobić wielkie spustoszenie w organizmie :-(


Spytałam - czy jeśli ktoś nożem ukroił zwykły chleb, mogę użyć tego samego noża bez mycia? Słyszałam, że nie ale myślałam, że może to panikowanie i wyolbrzymianie... Zdecydowanie nie można używać przedmiotów, które mają styczność z glutenem bez umycia. Co więcej jedna z Pań powiedziała, że nie powinno nawet używać się masła tego samego, które ma styczność z nożem, którym smarowany jest zwykły chleb. To wiedza zdobyta podczas obserwowania dziecka przestrzegającego diety bezglutenowej, którego wyniki badań zdecydowanie mówiły, że dziecko nie przestrzega diety.


Pytałam również o oznakowanie produktów bezglutenowych i tu przyznam się - zgłupiałam! Zawsze kupując produkty bezglutenowe kierowałam się oznakowaniem, czyli rysunkiem z przekreślonym kłosem zboża. Jak się okazuje rysunek nie daje pewności co braku glutenu w produkcie. Panie uświadomiły mnie, że mam czytać skład i szukać napisu "nie zawiera glutenu" lub podobnego, tylko wówczas będę pewna co jem. Temat oznakowania jest dość skomplikowany, więc opiszę go za kilka dni...  Przyznam się, że temat mnie bardzo zaskoczył.