|
by me. |
Granat... dziwny owoc, który zazwyczaj nie wiadomo jak zjeść, aby się nie upaprać... Świetnie je go się rękoma, od tak niekulturalnie wyskubując ziarenka... Niestety, nie zawsze i nie wszędzie wypada jeść rękoma ;-)
|
by me. |
Granat jakby powstał dla osób na diecie bezglutenowej. Czytając o jego walorach zdrowotnych można poczuć się, jakby czytało się o antidotum na całe zło!
Granat ma pozytywne działanie na układ krążeniowy; posiada jakąś magiczną moc w temacie nowotworów - a osoba chora na celiakię, która mimo chęci czasem odstępuje od diety jest w grupie proszącej się o nowotwór (tak, mówią badania).
Rany! I tu powinna napisać "To ja Głupek"... Tak, są dni kiedy dietę odkładam na boczny tor, mimo przygotowania teoretycznego pt. "co może mi być za kilka lat"... Ale nie będę sama siebie okłamywać, czasem łakomstwo lub wygoda wygrywa... a czasem są dnie, kiedy tak przyziemne tematy, jak to co zjem nie istnieją... Bo czy istnieje pyszniejsze śniadanie niż takie w biegu, w samochodzie z kimś z kim sucha bułka tak samo dobrze smakuje jak krewetki?! Taki dzień miałam około tygodnia temu... kumpel, który istnieje od zawsze - odebrał mnie z autobusu, który wystartował o 5:30 rano, dojechał do celu po 10 rano (poszłam spać około 2 w nocy, wstałam około 4 nad ranem)... I kiedy tak wyszłam z autobusu, nie wiedziałam ani jak mam na imię, ani czy bardziej chce jeść czy pić... żałowałam zimnej butelki coca coli, która została w lodówce w domu... wyglądam jakby właśnie rozjechał mnie traktor... jechaliśmy spóźnieni za miasto... w sklepie na wsi kartą zapłacić nie mogłam, a ja w portfelu nie miałam nawet złotówki gotówki... I właśnie wtedy wspaniały kumpel, kucharz doskonały, Wojtek - przygotował mi śniadanie - kupił - kiełbaskę myśliwską, marsa i coca colę - czy w takiej chwili ważny jest skład marsa lub producent pysznej kiełbaski...
Wracając do tematu - granat ma też dobry wpływ na płód. Niestety, badania mówią, że ciąża to trudny temat dla osoby chorej na celiakię... :-/
|
by me. |
|
by me. |
Dla mnie granat to też wspomnienie dzieciństwa... Kiedy byłam dzieckiem tata często wyjeżdzał. Raz na krócej, raz na dłużej. Wydaje mi się, że wyjazd na wojnę Irak - Iran, należał do tych dłuższych... nie pamiętam, który to był rok... wojna była w latach osiemdziesiątych... nie chodziłam jeszcze do szkoły...
Zawsze kiedy tata wyjeżdzał przywoził prezenty dla brata i dla mnie. Zazwyczaj były to "żeleźniaki", małe metalowe samochodziki. Miałam ich tyle co bogaty chłopiec. Lalkami nauczyłam się bawić dopiero w szkole od koleżanek. Samochodziki to było to co lubiłam. Zapewne z powodu prezentów wyjazdy taty nie kojarzyły nam się z niczym złym. Kiedy wrócił tata z wojny przywiózł mam granaty! W latach osiemdziesiątych takich ekstrawaganckich owoców w Polsce nie było ;-) Łącząc fakty, że tata był na wojnie i ten, że dostaliśmy granaty - na podwórku mówiliśmy dzieciom "Tata był na wojnie i przywiózł nam granaty!" Hehehe! Nawet nie skłamaliśmy, a nasza opowieść pobudzała wyobraźnie!
Nawet nie pamiętam z tamtego czasu, czy owoc mi smakował. Teraz uwielbiam GRANATY!!! Za smak i wspomnienie! ;-)
|
by me. |
|
by me. |